poniedziałek, 21 marca 2011

gdy już wiesz, że nic nie odmieni losu...

Siedzę i patrzę na nią, a łzy ciekną mi po policzkach... bo wiem, że to już koniec naszej wspólnej podróży. Tak jakby wiedziała, że chcemy ją oddać i zdecydowała się sama odejść już na zawsze. Może to zbieg okoliczności, a może sama wiedziała, że tak będzie najlepiej.
Fidela zawsze była niczym stateczna starsza pani, z wewnętrzną godnością i cierpliwością patrzyła na otaczający ją świat z półprzymkniętych powiek.  Nawet teraz, gdy czuje się już tak kiepsko nadal ma wiele czułości i miłości, choć wydaje się już należeć do innego świata. Tak jakby częściowo była już gdzieś daleko.

No tak niby wiemy, że każdy jest tu tylko na chwilę.... i każde życie ma swój kres.... ale gdy ten kres nadchodzi to choćbyśmy się nie wiem jak na to przygotowali, choćbyśmy nie wiem jak starali się pogodzić ze stratą - stajemy zawsze przed wizją strasznej pustki i nie ważne czy jest to człowiek czy najbliższe zwierzę.
To jak pożegnanie na dworcu przed długą podróżą.... wiem, wierzę, że kiedyś jeszcze się spotkamy ale teraz muszę pozwolić odejść. To takie trudne....
************************
Kochana Fidelciu mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa tam dokąd zmierzasz....
A jeśli prawdą jest to co usłyszałam ostatnio, że wierząc w reinkarnację byłaś kiedyś wrednym rozkapryszonym babskiem zamienionym w kota za karę ;-) - to myślę, że swoim postępowaniem na pewno zasłużyłaś na to by znów stać się człowiekiem.... kto wie.... kto wie....
do zobaczenia....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz